piątek, 4 października 2013

WANDA


                      

                                    najstarsza córka
                                    urodzona w 1898 roku


ukochana córeczka Prababci Ludwiki i jej prawa ręka … to Wandzia była w domu głównodowodząca ... to ona zajmowała się utrzymaniem w ryzach młodszych dzieci … to ona wprowadzała dyscyplinę … zawsze pod ręką … zawsze do pomocy …


                     


Wanda pracowała w Sądzie.
W tym samym sądzie, co Pradziadzio Franciszek … nie wiem, czy na swoje szczęście , czy też na nieszczęście, poznała tam pewnego uroczego i przystojnego radcę prawnego. Radca był wytworny, przyjeżdżał ze Lwowa … inteligentny, szarmancki, z manierami … miał tylko jeden maleńki mankament – był rozwiedziony … no i tu rozegrał się rodzinny dramat – Franciszek autorytatywnie stwierdził, że w naszej rodzinie nie bywało rozwodników , a skoro nie bywało to i nie będzie i on jako ojciec nie wyraża zgody na małżeństwo córki … tak więc córka cierpiała , kochała, wzdychała i niezmiennie pozostawała w stanie panieńskim … Radca również w stronę innych kobiet nie spoglądał ale sprzeciwić się nie odważył…
I tak Wandzia nigdy za mąż nie wyszła, nie miała też swoich dzieci … matczyne uczucia przelała na siostrzenicę, Danusię, moją mamusię …
                   
               

tutaj z moją mamusią Danusią
na rok przed wybuchem wojny
zdjęcie zrobione w Złoczowie

Może by i Wandzia za mąż wyjść zdążyła ale nadszedł rok 1940. Zzy los nie wybierał - Rosjanie wywieźli na Sybir i ojca i córkę, zbrodnią była przecież wtedy praca w sądzie. Ciubaryki  brali z łapanki, jak popadnie, inteligencja to była dla nich swołocz.
Pradziadzio Franciszek, kiedyś dumny i silny mężczyzna, przeżył na Syberii tylko pół roku i to właściwie przeżył dzięki Wandzie, która chorym ojcem się zaopiekowała. Sprzedawała wszystko co mieli przy sobie i co jakimś cudem rodzina przesyłała, kupowała za to kartofle i cebule. Jeden raz kupiła nawet najprawdziwszą kurę i ugotowała Franciszkowi rosół , o tym rosole cała rodzina czytała ze łzami. Ale siły starego człowieka opuszczały i nic na to poradzić nie mogła. W dzień swoich 74 urodzin Franciszek położył się do lóżka, postawił obok zdjęcie swoich córek, to, które opublikowałam wcześniej na blogu, a potem – umarł ….
Wanda została samiuteńka w dalekim i obcym kraju.
Pisała listy do domu. ten o śmierci Franciszka doszedł szybko, potem listy przychodziły coraz rzadziej …

Nikt nie wiedział co z Wandzią się dzieje aż do roku 1942, kiedy to, po umowie Sikorski – Majski, generał Anders utworzył w Związku Radzieckim Polskie Siły Zbrojne i przystąpił do ewakuacji zarówno wojska jak i cywilnych zesłańców z więzień i łagrów.
Ewakuowali się do Iranu. N nadeszła wyśniona wolność.
Podobno wracała szczęśliwa. Nie wróciła. Pamiątki przywiozła rodzinie jej przyjaciółka, też Sybiraczka.
Wandzia chorowała na pęcherz i na każdym przystanku wychodziła z wagonu. Transportu pilnował wtedy młody Rosjanin, znudziło mu się widać i pociągnął za spust. Seria była krótka a potem cisza … po chwili pociąg ruszył.

Została w śniegu … na torach …
jakieś głodne zwierzę pewnie miało smaczną kolację …


***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz